Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/313

Ta strona została uwierzytelniona.

ciemności wnętrza, iż korytarz jakiś wiódł do zamku, który mógł być też z drugiemi drzwiami zaparty. W podróżach naówczas, gdy często całe dni jechać było potrzeba, nie znajdując rzemieślnika, każdy ostrożny wędrowiec, wybierając się daleko, miał w sakwach młotek, obcęgi i dłóto, a musiał sam umieć trochę podkuć konia. Ten przybór miał posłużyć teraz Gabrykowi do wyłupienia drzwi i zamków. Roboty musiał się podjąć po nocy, szło o to, aby gospodarz i czeladź jego nie spostrzegli, że się oddalił.
Umówił się Pełka, iż go, gdy się wszyscy uśpią, wypuści, a wracający miał do okna zapukać, aby mu potem drzwi otworzył. Nie ruszając się z gospody i przemyślając nad środkami oswobodzenia księżny Jadwigi, Pełka spędził cały dzień, chodząc po izbie. Gospodarz przychodził go zabawiać rozmową, lecz już go tak chętnym do niej nie znajdując, zostawił wreszcie samego. Za wcześnie pokładli się wszyscy spać. Gdy pogaszono światło i cisza zapanowała w gospodzie, Pełka wstał i z wielką ostrożnością Gabryka wypuścił. Noc była niezbyt ciemna, księżycowa, ale niebo okryte chmurami w półzmrokach osłaniało ziemię.
Gdy Gabryk znikł, Pełka powrócił do izby i chciałby był spocząć, ale oka nie mógł zmrużyć dla niepokoju. Rzecz zrazu prosta i łatwa, przy namyśle coraz się wydawała do wykonania trudniejsza. Szło o to, co miał najdroższego na świecie. Poświęcić siebie niczem było; podać ją w niebezpieczeństwo, napełniało go trwogą.
Całą tak niemal noc, która mu się nieskończenie długą wydawała, spędził Pełka na rozmyślaniach i wynajdowaniu coraz nowych środków. Nad ranem usłyszał lekkie pukanie do okna i wstał Gabrykowi otworzyć.
Nie mogło to już nikogo zadziwić, że się o brzasku krzątali koło koni; otwarto więc wrota i Pełka począł się rozpatrywać.