Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/314

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko idzie jak najlepiej — odrzekł Gabryk — pierwsze drzwi odemknąłem. Drąg dał się odrzucić na bok... Poszedłem ostrożnie dalej... po wschodach kamiennych, które ku górze prowadzą... Drugie drzwi, jak się można było domyślać, są od podwórza, zamknięte na zamek. Nie otwierałem ich, aby znaku nie zostawiać po sobie, bobym nie mógł zamknąć, ale pewien jestem, że łatwo je będzie wyłamać. Zamek nie straszny i z tej strony obnażony.
Wszystko więc gotowe, do podwórza się dostać możemy... ale co dalej będzie?
Pełka się zadumał.
Wybór pory był bardzo ważny. Żałował przytem, że oprócz Gabryka nikogo nie wziął więcej, tu pomoc byłaby się wielce przydała. Teraz należało sobie dawać radę z tem, co było... Pełka postanowił użyć gospodarza do spojenia Kernera przed nocą, i chciał się na zamek dostać o zmroku.
W rozmowie z Müllerem dał mu do zrozumienia, iż wartoby trzeźwość i czujność dozorcy wystawić na próbę, i kazał na swój koszt uraczyć załogę. W każdym innym byłoby to wzbudziło podejrzenie, w Müllerze tylko śmiech i radość. Zgodził się na to, i natychmiast wziął się do wykonania polecenia, wychodząc na zamek ze sługą i dzbanami.
— Staraj się go waćpan spoić... o to mi idzie! — rzekł Pełka — a już resztę mnie pozostaw.
Gospodarz śmiał się, trzymając za boki... Po godzinie może czasu wrócił, zapewniając, iż Kerner i jego ludzie do wieczora będą bez duszy. Ale zarazem obudziła się w nim ciekawość dowiedzenia, jak emisarjusz książęcy miał z tego korzystać.
— Toć i do zamku nie będzie otworzyć komu? — zapytał ciekawie.
— O to się waćpan nie frasuj — odparł Pełka — książę mi dał klucze potrzebne.