czywszy stojącego Pełkę, krzyknęła i rzuciła się napowrót do pokojów.
Tymczasem hałas u bramy rósł, i Medard spuścił się ze wschodów ku drzwiom, chcąc nazad dostać się do wyjścia, którem się na zamek dostał.
Udało mu się wybiec w dziedziniec, lecz tu mnóstwo już ludzi biegało rozespanych, nieprzytomnych, pochwytawszy za halabardy i broń, i dążąc na wrzawę ku wrotom. Nikt na niego nie spojrzał, miał czas wysunąć się za mur i podbiec o zmroku kilkanaście kroków ku wycieczce. Lecz gdy już sądził, że się do niej dostać potrafi bezpiecznie, ujrzał przed sobą czeladź zamkową rozpierzchłą, której ominąć nie było podobna...
Stało się coś, czego on sobie wytłumaczyć nie umiał. Właśnie w momencie, gdy on się na zamek dostał z jednej strony, książę pan wjeżdżał do swej rezydencji. Spotkał on na drodze Müllera, kóry wyszedł na jego powitanie i czuł potrzebę pochwalenia się z gorliwością swą i pomocą, udzieloną wysłańcowi pańskiemu. Proński, nie mogąc zrozumieć tego, rozpytywać go począł i domyślił się łatwo, że zdradą chciano się dostać do księżny, aby ją uwolnić.
Smagnął tylko Niemca z konia po plecach, i klnąc rzucił się ku zamkowi. Tu znalazł ludzi pijanych i ledwie się potrafił dobić do wnętrza, natychmiast rozsypując ludzi dla szukania zuchwałego złoczyńcy.
Z zeznań Müllera pewien był prawie, że się tu dostać musiał. Załoga nie zrozumiała trwogi i rozkazów, bo nie wiedziała o niczem, rozbiegła się jednak szukać kogoś, a zobaczywszy przed sobą nieznajomego Pełkę, wpadła nań ze wściekłością.
W mgnieniu oka obstąpiony, schwycony i związany został, i Kerner go w triumfie prowadził przed księcia, który z konia zsiadłszy, stał u głównego wnijścia...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/317
Ta strona została uwierzytelniona.