Z górnego piętra otwartem oknem wyglądała blada twarzyczka księżny, cała osłoniona rozrzuconemi włosami. Przelękła wrzawą nagłą, Jadwiga nie mogła długo zrozumieć, co się stało, ale serce jej łatwo się domyśliło, że Pełce groziło niebezpieczeństwo... Załamała ręce biedna...
Oczy jej, spuszczone wdół, dostrzegły razem Prońskiego, którego się nie spodziewała, i związanego Medarda, którego przedeń prowadzono...
Książę poznał natychmiast i uśmiech złośliwy, gniewny, przebiegł mu po ustach. W podwórzu gromadziło się nadto ludzi, wszedł do sieni, dając znać, aby Pełkę za nim wprowadzono.
Kerner pchnął więźnia, któremu skrępowane ręce bronić się nie dozwalały... Latarnię postawiono na gzymsie... Proński podszedł do Pełki z wyrazem gniewu i wzgardy.
— Nie mylę się... poznaję was... widzieliśmy się już raz... Co tu robisz? — zawołał przerywanym głosem.
Pełka milczał.
Proński powtórzył groźniej pytanie.
— Nie będę się tłumaczył, — rzekł wkońcu Medrad — masz mnie w rękach... rób, co ci się zda...
— To, co się należy złodziejom i rozbójnikom — dodał książę, — to cię czeka, mój panie a rycerzu... Chciało ci się bronić uciśnionej niewinności i oswobodzić panią swych myśli? Nieprawdaż?...
Rozśmiał się namiętnie i ponuro.
— To było obowiązkiem każdego uczciwego człowieka, dowiadując się, że śmiesz postępować z kobietą, z żoną, jak z przestępcą i niewolnikiem. Czemuż jej nie odesłałeś do matki?
— A wiesz waszmość przyczynę, dlaczego ją tu osadziłem? — zapytał Proński. — Kto cię upoważnił do obrony? Kto ma prawo mieszać się do sprawy pomiędzy mężem a żoną? Czy ty mi masz przepisywać, co mam czynić?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/318
Ta strona została uwierzytelniona.