ne dłonie i rzucił się bez pamięci na nieprzyjaciela, który stał, ciągnąc żonę napół omdlałą.
Chwycił go za barki, nagiął wtył ku sobie i rzucił na wschody. Proński krzyknął o pomoc, padając, ludzie wbiegli natychmiast drzwiami, spostrzegłszy obalonego pana, wszyscy razem wpadli na Pełkę. Obrona była próżna, pochwycono go.
Proński wstał.
Zdawało się, że gniew cały skrył w sobie... Drżał, nie mogąc przemówić słowa... Stłumionym głosem wołał Kernera, którego miał przed sobą.
— Słyszysz! — zawołał, — do lochu! tam, gdzie kości! rozumiesz... do kostnicy!
I wyciągnął rękę.
Dwóch pachołków związało znowu Medarda i ciągnęło wdół za Kernerem, który śpieszył rozkaz wypełnić... Kobiety, z góry nadchodzące, porwały na ręce omdlałą Jadwigę.
Pełka stłuczony, odrętwiały, skrępowany, nie czuł już prawie, co się z nim działo. Wyciągnięto go z sieni w podwórze i szybko wiedli oprawcy ku drugiemu wnijściu zamkowemu, które Kerner otwierał. Z drugiej sieni sklepionej schody czarne prowadziły w głąb ku podziemiom. Jeden z pachołków szedł z latarnią przodem.
Spuścili się tak w korytarz ciasny, którego mury oślizłe były od wilgoci i grzybami porosłe, potem zaczęli schodzić drugiemi schodami głębiej jeszcze.
Duszne, wyziewami stęchłemi przejęte powietrze obejmowało coraz bardziej Pełkę... i orzeźwiło go z odrętwienia. U dołu drugich schodów był korytarz wąski, w tym drzwi żelazne otworzył Kerner i pchnął w głąb Pełkę, zatrzaskując je za nim.
W ciemności zupełnej znalazł się więzień na mokrej ziemi, z rękami spętanemi, zbity, nie mogąc się długo poruszyć. Kroki tych, co go tutaj
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/320
Ta strona została uwierzytelniona.