Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/321

Ta strona została uwierzytelniona.

sprowadzili, oddalały się szybko, cisza grobowa zawisła nad nim z nocą, nieprzebitą wzrokiem... Przed sobą miał śmierć powolną, lub gwałt może jaki i zemstę... Pomimo okropnego położenia, myślał może więcej o Jadwidze, niż o sobie. Ze swego życia zrobił już był ofiarę. Lecz zginąć w boju, w walce... a umierać zamkniętemu żywcem w wilgotnym grobie... było podwojeniem ofiary... męczarnią.
Nierychło Pełka przyszedł do siebie o tyle, aby pomyśleć, co ma czynić. Ruszyć mu się było trudno... ręce były związane... Lecz pachołkowie z pośpiechem, krępując je, niebardzo zważali na to, co robili. Próbując rąk tych, poczuł, że mu się uwolnić przynajmniej z pęt będzie łatwiej, niż pierwszym razem... Jedna ręka, wydobyta z pętli, natychmiast rozwiązała drugą. Dłońmi po ziemi próbując, uczuł pod niemi suche jakieś szczęty i przypomniał sobie, że Proński kazał go wrzucić do kostnicy... Jedna z rąk dotknęła gładkiej, zimnej czaszki, która rozsypała się pod nią.
Pełka przypomniał sobie, że idąc przez wycieczkę, miał krzesiwo, siarkę i stoczek. Usiadł więc, próbując zaraz wydobyć ognia, aby się rozpatrzyć w swem nowem więzieniu. W pośpiechu nie odebrano mu nic. Nóż i dwa pistolety miał jeszcze przy sobie.
Zwilgotniała gąbka niełatwo zażec się dała... nareszcie z siarki dobył się płomyczek sinawy i stoczek zapalił... Ciekawem okiem Pełka począł się rozpatrywać po swem więzieniu.
Była to izba zasklepiona, której mury okrywała jakaś szklista powłoka i dziwne naroście. Do ścian na żelaznych kołach uczepione wisiały dwa zardzewiałe łańcuchy... Podłogę, wyłożoną pokruszonym kamieniem, okrywały całą bielejące i pozieleniałe kości ludzkie, kilka czaszek walało się po kątach...
Resztki jakichś łachmanów gniły na ziemi, roztłuczony dzban leżał w kącie. W ścianie, na-