Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/340

Ta strona została uwierzytelniona.

Pełka tymczasem z Gabrykiem i dwoma towarzyszami dobywał wrót u muru niepostrzeżony, i choć znalazł zawaloną drogę kamieniami, łatwo ją sobie oczyścił. Zostawiwszy dwóch ludzi u wejścia, sam z Gabrykiem rzucił się w podwórze z tej strony puste, gdyż wszyscy się zbili u bramy. O kilkadziesiąt kroków w bieli stojąca postać, choć ciemność jej rozpoznać nie dozwalała, zdała mu się Jadwigą. Rzucił się więc śmiało ku niej.
Przelękła kobieta cofnęła się — ale Pełka wbiegł za nią aż do sieni zamkowej, wołając... Strzelanie i krzyki nie dozwalały księciu posłyszeć, co się za nim działo... Pełka pochwycił biegnącą już przeciw sobie księżnę, i niosąc ją na ręku, zbiegł nazad poza ścianę zamkową ku wycieczce...
Z przestrachu omdlałą niósł z pomocą Gabryka, i wdarł się z tym drogim ciężarem do podziemia... Wschody przebiegli sami, nie wiedząc jak, wielkiemi krokami, rozbijając się o mury, a osłaniając Jadwigę... W mgnieniu oka byli z nią u stóp góry, i Pełka na dwóch koniach, zawiązawszy nosze, złożył w nich rozbudzającą się do życia. Na pierwszy okrzyk jej stanął, uspokajając i zaklinając, ażeby mu się powierzyła, gdyż głową ręczy za jej bezpieczeństwo.
Strzelanie u głównych wrót nie ustawało, i szturm już był niepotrzebny, Gabryk więc pobiegł, dosiadłszy konia, oznajmić Wielikańcowi, że zdobycz, po którą przybyli, mieli w ręku. Ten już się był tak zapalił, że zapomniawszy, o co szło, ustąpić nie chciał. Trzeba było Rożańskiego perswazyj, aby go do odwrotu nakłonić.
Tymczasem bito we dzwony i popłoch szerzył się w okolicy...
Stary Wielikaniec lekko był postrzelony w rękę, a zapamiętale chciał się pomścić.
— Co mi tam! — wołał, że jejmość mu odebrali, ja to podłe gniazdo spalić muszę!