Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/347

Ta strona została uwierzytelniona.

wiadać nieszczęść swoich i cudownego ocalenia. Paliła ją ta żądza pochwalenia się taką rolą tragiczną i taką miłością bohaterską człowieka, którego płaciła jednym uśmiechem.
Ku wieczorowi Jadwisia ziewała już i kazała zaprząc, by się przejechać. Spodziewała się spotkać kogo, zwrócić oczy i mieć jakąś drogę do wejścia w życie większego świata... Godzinę strawiła na ubieraniu... Wyszła potem obejrzeć kolebkę i konie, ale tym nic do zarzucenia nie było. Siadła więc i kazała się wieźć do miasta.
Do tej pory na myśl jej nie przyszła matka, a raczej ile razy przypomniała sobie, tylekroć odsuwała od siebie myśl szukania jej, bo czuła swą słabość i niemożność oparcia się podczaszynie. Chciała być swobodną... a sama nie umiała tą swobodą rozporządzać... Bała się matki i potrzebowała jej razem. Pełka nadto był pokorny i służebny, by mógł tą istotą, potrzebującą ulegać komuś, zawładnąć.
Nie wiedziała Jadwiga, gdzie się znajdowała podczaszyna i nie chciała pytać o to... Zdawała na losy spotkanie się z nią. Losy zaś zbliżyły je może nad wolę Jadwigi. W przejeździe przez ulicę otarła się o jej powóz wspaniała karoca, pełna pięknych pań, wśród których ujrzała zdziwiona, przestraszona, matkę. Nastąpiła scena tragiczna niemal. Krzyk się dał słyszeć z obu kolebek, i ręce białe, wyciągnięte ku sobie, wyszły z za firanek. Woźnice na wołanie dworzan zatrzymywali powozy oba... Nim Jadwiga wychyliła się z kolebki swej, menażując fryzurę wysoką, — otylsza daleko podczaszyna wysunęła się z karocy marszałkowej i przypadła do córki... Rzuciły się sobie, płacząc, w objęcia. W ciasnej ulicy na chwilę powstał ścisk, bo ludzie nie wiedzący, co się stało, patrzali ciekawie, różnie sobie tłumacząc tę scenę... Podczaszyna uprosiła pań, z któremi jechała, aby ją przy córce zostawiły, i siadła z księżną do jej powozu,