Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/356

Ta strona została uwierzytelniona.

miał rozstawionych ludzi i na spodziewane to przybycie czatował, dał natychmiast znać Jadwidze. Wiadomości tej jednak nie dopuściła do niej podczaszyna.
Skutkiem opowiadań córki, uległa jej w tem tylko, że zaczęła narówni z Pełką nienawidzieć Prońskiego. Nakazała więc czeladzi swej, ażeby na wypadek przybycia, pod żadnym pozorem do dworu go nie wpuszczano.
Proński rozmyślał jeszcze, jak ma sobie postąpić, i słał do dawnych przyjaciół o radę, gdy czatujący nań Pełka, wywiedziawszy się, kędy miał i kiedy jechać z gospody do ks. prymasa, wybrał się tak, aby spotkanie w ulicy było nieuchronne. Wiedział, że Proński nie miał z sobą dworzan nad sześciu, wziął więc do boku tyluż i wyjechał tak, aby się rozminąć nie mogli, nie zajrzawszy sobie w oczy.
Tak się też stało. Książę na widok człowieka, którego sądził nieżywym i w którym czuł śmiertelnego nieprzyjaciela, zbladł i zatrząsł się, zachowując wytrawnego męża powagę. Pełka, szukając go, natarł nań prawie.
— Mości książę — zawołał pierwszy — ludzie, których waszmość zabijasz, wracają za łaską Bożą z tamtego świata, i radziby się z nim rozprawić...
— Nie w ulicy przynajmniej — odparł Proński.
— Gdzie się żywnie podoba, — w ulicy, na rynku... na polu, w lesie — a no, nam trzeba rachunki skończyć.
— Chociaż ja żadnych nie mam — a po rycersku wyzwania na rękę nie odmawiam.
Pełka cisnął mu rękawicą w oczy, którą jeden z dworzan skoczył podjąć i przyniósł księciu, a ten ją za pas zatknął.
— Jutro o brzasku na Woli, — rzekł Pełka — jak się w. ks. mości podoba...
— Na życie lub śmierć! — odparł Proński.