Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/381

Ta strona została uwierzytelniona.

nie winien... Ludzie zawsze połowie tego ledwie uwierzą, co im powiesz, potrzeba więc trochę przypuścić na wyrost, — inaczejby to na nic zeszło...
I śmiał się poczciwy Kryszkowski, a zapraszano go tak, iż pokoju nie miał na chwilę, i ugaszczali wszyscy, a łupy chocimskie, nawet łup kołczanów tatarskich i ladajakie rupiecie tak dobrze spieniężył, iż mu się wszystkie straty w pochodzie wynagrodziły.
Pełka tymczasem wprosił się do dworu, aby biednemu królowi szlacheckiemu ostatnią oddać posługę.




Pozjeżdżało się było naówczas do Lwowa ludzi wiele, których spodziewane przybycie hetmana tu ściągało... Oczekiwano na tego zbawcę z niecierpliwością wielką, wiedząc, iż on teraz na przyszłe losy Rzeczypospolitej najwięcej miał wpływać... Nawet nieprzyjaciele osobiści i zazdroszczący mu sławy, widząc, iż z niej go odrzeć nie potrafią, grali rolę adherentów, na czem się Sobieski znać umiał.
W tym natłoku ludzi znalazł Pełka wielu, których się widzieć nie spodziewał. Wpadł nań jak burza Rożański, otylszy, niż był, weselszy, niż kiedykolwiek, a serdeczny jak zawsze, szczęśliwy, że druha napytał.
— Co ty tu będziesz robił? — zawołał przy pierwszem spotkaniu — zimować ci nie dam we Lwowie, choćby i hetman tego żądał: ze mną musisz na wieś. Dosyć już tej włóczęgi i bałamuctwa, czas się żenić... a dalej pora nie będzie...
— Wiesz przecie, żem ja chłopcem poprzysiągł, a stary dotrzymać muszę mojej bogdance... — odparł Pełka.
— Która tymczasem trzeciego sobie męża wzięła! — śmiejąc się, zawołał Rożański. — Już ludzie nawet wierzyć nie chcą, gdy im o tem powiadamy, bo o waszmości i jego miłości, jak o