Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/383

Ta strona została uwierzytelniona.

ścią się brzydziła, na wsi żyć nie umiała i czuła się do wielkiego świata stworzoną.
Wiedział już wieczorem Pełka, który dwór zajmowali państwo Pacowie i kędy ich miał szukać — Rożańskiego więc, który się do niego wpisał na kwaterę, zostawując z Kryszkowskim, który mu chocimską opowiadał z talentem sobie właściwym, pan Medard, ubrany jako mógł najwytworniej, a na stroju mu nigdy nie zbywało, — puścił się z Gabrykiem do mieszkania swej pani.
Była godzina przedpołudniowa, a dzień zimowy piękny — i pierwszy wczesny śnieg sanek mnóstwo na ulice wywołał, paradowali panowie Rusini, dobywszy, co mieli najpiękniejszego.
Przybywszy do dworku, gdzie się liczną służbę i dwór pokaźny znaleźć spodziewał, zdumiał się Medard, czeladź widząc ladajako przybraną i skąpą. Gdy zsiadłszy z konia, o pisarzową zapytał (bo tytuł ten Pacowi dano za króla Michała), odpowiedziała służba, iż jest w domu... ale jegomości niema. O tego też mu tak bardzo nie szło, i zameldować się kazał... Stał w progu pierwszej izby, gdy w drugiej okrzyk posłyszał, i piękna Jadwiga wybiegła z żywą radością nietajoną przeciw niemu.
Kilka lat upłynęło od czasu, jak jej nie widział, ale z obrazem na sercu i w pamięci się nosił. Lękał się, aby nie była zmieniona... W istocie znalazł ją inną nieco, tylko niemniej piękną niż była...
Są takiej krwi konie, które się późno składają; można było toż samo (bez urazy) powiedzieć o pani pisarzowej, która dopiero teraz w całym blasku piękności kobiecej występowała...
Jeszcze, gdy ją księżną podkomorzyną widział Pełka, coś miała w sobie dziecinnego — teraz rozkwitła w pełni świeża, różowa, promieniejąca, z oczyma błyszczącemi jak dwa diamenty czarne — zdawała mu się cudowniejszą jeszcze...