Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/384

Ta strona została uwierzytelniona.

Z Jadwisi wprawdzie stała się Jadwigą, lecz niktby jej nie dał nad lat dwadzieścia kilka...
Wbiegła do pokoju, trzymając sznur pereł, który właśnie na szyję kłaść miała, cała rozradowana, szczęśliwa, uśmiechnięta... nie kryjąc się wcale z uczuciem, jakiego doznała, gdy jej o Pełce oznajmiono. Zmierzyła go bystremi oczyma i pierwszem jej słowem było:
— A moja kokarda?
Pełka, milcząc, sięgnął pod żupanik na piersi i dobył zbladły węzeł już niemal biało wyglądającej wstążki. Przez tych lat tyle utrapień, wojen, przygód nie opuściła go nigdy pamiątka pięknej Jadwisi... która na widok swojej wstążki stanęła jak wryta.
— Boże mój! cóż to się z nią stało! — zawołała, ręce łamiąc — miałożby to być ze mną! Wypełzła, blada, zmięta... tyle lat...
— Ale od tych lat tylu leżała zawsze przy mojem sercu — odezwał się Pełka, całując pulchną podaną mu rączkę drżącą.
— Schowajże ją sobie, niech ja na nią nie patrzę, — śmiejąc się, zawołała pani pisarzowa — bo przyznam się, że nieradabym, żeby ją mój mąż zobaczył...
Tu nagle przerwała sobie i ręce łamiąc:
— Wiesz, znowu mam zazdrośnika! dodała lamentująco...
Nie dała mu odpowiedzieć i szczebiotała dalej:
— Ale tak, tak jest! okrutnie zazdrosny i nudziarz... i...
Ugryzła się w usta...
— Cóż się z wami działo? — zaczęła, jakby się pomiarkowawszy — mówcie o sobie!
— Niema nic ciekawego, — mruknął Pełka — wolałbym się dowiedzieć coś o pani pisarzowej...
— A! jak to brzmi! pani pisarzowej! fe! — zawołała Jadwiga — ale cierpliwość mieć muszę... Drugie są hetmanowe, kanclerzyne... pod-