Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/386

Ta strona została uwierzytelniona.

To będzie bardzo, bardzo pięknie... Ja często sobie myślę, że mam takiego w was rycerza, który jest moim, zupełnie moim, którego gdybym kiedy zawołała... przyszedłby mi w pomoc. Prawda?
— A... pani moja — odparł Pełka, zachwycony — toby było szczęściem dla mnie.
— Ja zawsze mówię, że takiego drugiego, jak mój rycerz, niema na świecie.
I rozśmiała się, pokazując z za obsłony różowych warg białe drobne swe ząbki.
— Czy zestarzałam? — spytała go po namyśle.
— To nie może być! jesteś pani...
— Zmieniłam się trochę — rzekła smutnie... — sama to widzę, gorsety mi się nie spinają... gniewam się na gorsety i na siebie... To mnie tylko pociesza, że zawsze mnóstwo się we mnie kocha... i tak się bałamucę jak sama chcę... a to taka rzecz zabawna! Gdyby mój Pac nie był taki zazdrosny... Ale — ale mówże mi o sobie!
— Nic do powiedzenia nie mam...
— Byłeś pod Chocimiem?
— Tylko żem go widział, bo mnie hetman do umierającego wysłał króla... i przy zdobyciu go nie byłem.
— A! to szkoda! słyszałam, że tam takie piękne rzeczy u Turków dobrali — dodała pani pisarzowa. — I zastałeś króla przy życiu jeszcze? — rzekła, natychmiast zmieniając rozmowę.
— Ostatniego dnia przed śmiercią przybyłem — odpowiedział Pełka.
— Biedny to był król, — przerwała Jadwiga — ale bardzo nieładny. Ja się nie dziwuję, że go królowa kochać nie mogła, minę miał zawsze utrapioną, znudzoną i smutną... a ją biedną wydali gwałtem za tego chorego, gdy się kochała w lotaryńskim...
Jakże się wam zdaje, kogo mieć królem będziemy? — spytała po chwili.