— Ja tego odgadnąć nie potrafię — uśmiechając się, rzekł Pełka. — Gdyśmy na Michała głosowali, nikt o nim nie myślał nawet przed godziną, a przynajmniej nikt się tak łatwego wyboru nie spodziewał... Dziś któż może przewidzieć, komu Bóg przeznaczył koronę?
— Ja jestem za lotaryńskim — mówiła piękna pani — dlatego, żeby ta nieszczęśliwa królowa Eleonora szczęśliwą być mogła, kiedy go kocha...
— A pani! — rzekł Pełka — ci, co kochają, bardzo rzadko bywają szczęśliwi.
Jadwiga umilkła... spojrzała w okno...
— Waszmość tu zabawisz? — spytała.
— A państwo? — odrzucił pytaniem także Pełka.
— Czyż ja wiem, co ten tyran ze mną zrobi? — cicho szepnęła pisarzowa — ja muszę jechać i siedzieć, jak on zechce... nigdy nie zrobi nic dla mnie, wolałabym w Warszawie... Lwów mi się nie podoba... on o to nie dba, a ja nawet wypłakać się nie mogę, gdy się gniewam, bobym sobie oczy popsuła... i ten nudziarz z tego korzysta...
Załamała ręce nieszczęśliwa ofiara, nad której losem Pełka się w istocie litował.
— Wyobraź pan sobie, trzech mieć mężów i być zawsze tak nieszczęśliwą! Z pierwszym myślałam, że zrobię, co chcę... gdzie tam! tyran był stary... Drugi... nie chcę już o nim mówić nawet... człek okropny! kat prawdziwy... Trzeci zdawał się młody, zakochany, posłuszny, a co to się to z niego zrobiło!... Kochać się nie umie — i zazdrosny.
Właśnie wśród tego narzekania szelest w podwórzu zwiastował czyjeś przybycie. Był to powracający do domu Pac, który, wszedłszy do pokoju, zdziwił się mocno, widząc nieznajomego człowieka na poufałej z żoną swą rozmowie.
Mąż pięknej Jadwigi miał cale pańską postawę i twarz przystojną, wypieszczoną, młodą jeszcze. Znać w nim było wychowańca obcych krajów, których też strój nosił... W rysach
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/387
Ta strona została uwierzytelniona.