baj na przybyłego z którego byli zwykli prześmiewać się z powodu wiernej jego miłości dla tej pani, która już, pomijając go, trzeciemu ślubowała.
— Otóż jest nasz kawaler! — zawołał Rożański — a no! mówże, jak cię jejmość przyjęła? czyś choć rękę dostał do pocałowania?
— Widać zaraz z czoła, że mu się coś dobrze powiodło i że męża nie zastał — dodał Kryszkowski. — Teraz, napiwszy się owych nektarów z jej oczu, na jakie kilka lat do sytu mieć będzie.
— Żartujcie zdrowi! — odezwał się Pełka poważnie — znać, że żaden z was poczciwie kochać, jak ja, nie potrafiłby.
— Nie, tak jak ty, miły Pełko — rzekł Wacek — tak jak ty, żaden z nas! To rzecz pewna... Znają twoje dzieje wszyscy, więc niema co się z niemi taić. Mogłeś ją przecie mieć, bo ci dosyć sprzyjała, odwagi tylko brakło. Zawsześ się ubiec dał...
— A no! a no! — odparł Pełka. — Gdy dziewczynką była, od matki jej kraść nie byłbym śmiał... Gdy po wojewodzie owdowiała, przybyłem, a tu mi matka figla spłatała i z przed nosa ją wzięła...
— No, a za trzecim razem? — dodał Rożański.
— Toć gwałtu trzeba było dokonać, z matką ją poróżnić, wykradać... Nie chciałem szczęścia mojego zawdzięczać, choćby chwilowo, zadanemu jej gwałtowi... Cóż chcecie! los... przeznaczenie...
— Ależ waszmość jesteś ostatni z rodu! bodaj już Janinów Pełków zabraknie — rzekł Kryszkowski... i dla tej miłości dasz wygasnąć poczciwemu imieniowi? Toć się to nie godzi! Waszmości trzeba ożenić się gwałtem...
— Trudno, — odparł Pełka — a w dodatku, jam jej wierność poprzysiągł...
— Której ona waszmości nie dochowała...
— Bo mi jej nie przyrzekała — rzekł Pełka żywo — a gdyby to i uczyniła, nie władała so-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/390
Ta strona została uwierzytelniona.