Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/391

Ta strona została uwierzytelniona.

, nie była wolną nigdy! Nie mam do niej żalu i pretensji mieć nie mogę... Dajcie mi waszmość pokój...
Rożański ramionami ruszył.
— Szkoda człowieka, — odezwał się — zmarnuje się...
— Nie ze wszystkiem, — bronił się Pełka — boć przecie wojskowo służę i na coś cię przydam.
— Ale zimą Sobieski na Turków nie pociągnie, potem też w maju elekcja, niema co tymczasem robić; — dodał Rożański — jedź ze mną na wieś w Krakowskie... Mięsopust przepędzisz wesoło... na post, choćbyś sobie do Lwowa powrócił...
Pełka nie odpowiedział nic, a w tem Kryszkowski wyrwał się:
— Dalipan, z nim to i jabym jechać gotów...
— W to mi graj! jedźmy wszyscy... — zawołał Rożański. — Co ty, Pełko, na to?
— Nic, tylko tyle, że na hetmana czekam i bez niego się nie ruszę...
— Tylko co go nie widać — dokończył Kryszkowski.
— A jeśli myślicie, że mnie tam która z waszych dziewek upoluje... — mówił Pełka — to się mylicie mocno...
Wtem Kryszkowski palnął się po łysinie i śmiać począł.
— Co on prawi o hetmanie! on się stąd nie ruszy, póki pani pisarzowa tu będzie.
Zarumienił się Pełka i zmilczał. Żartowali zeń długo jeszcze, a wkońcu tyle potrafili, że gdy sam został i Gabryk go rozebrał, a na skórze łosiowej legł do snu... począł jakoś inaczej o sobie myśleć. Zdawało mu się w istocie, iż życia było szkoda, że czekać na to, aby mu trzeci mąż się ustąpił... to śmiesznie było... że zresztą Jadwiga cale mu nie płaciła za jego przywiązanie... albo przynajmniej monetą bardzo lekką. Lecz gdy sobie potem wspomniał jej twarzyczkę, szczebiotanie, wdzięk, głos, załamywał ręce.