ją namówić do domu — na co się nie zgodziła...
I tak to osobliwsze małżeństwo niezerwane rozeszło się, każdy w swoją stronę, bo pan Pac do dawnej protektorki powrócił, a pisarzowa dwór osobny sobie sztyftować zaczęła...
Krewni Pacowscy, którym to było bardzo boleśnie, a najwięcej im szło o to, aby złośliwe języki na sławie nie szarpały młodej jeszcze kobiety — jeździli zkolei namawiać i przepraszać, a wracali z niczem. Stara kiedyś podczaszyna, teraz pani podkomorzyna Cyrulska, z namowy ich pojechała też, aby córkę nawrócić, lecz i to nie pomogło, że zaś i jej w domu z mężem gburem wcale było nie do smaku, siadła przy córce.
Więc się dwór po myśli obu urządził, a choć same były, otworzył się dla gości, którzy tam radzi bywali... Nikt wszakże nic złego powiedzieć nie mógł na panią pisarzową, bo choć ludzi i kompanje lubiała, wysoko patrzała i przystępu do siebie nie dawała nikomu. A gdy się kto ośmielony nieco za daleko puścił w amorach, wnet odprawę brał taką, że już nie miał poco powracać.
Wprzód jeszcze nim matka przybyła na rezydencję do pisarzowej, snadź na coś jej potrzebnym być musiał Pełka (może, aby ją od natręctwa mężowskiego zasłonił), bo posyłała aż do Gołczwi, nakazując doń, żeby się do niej do Przyborowa stawił. Przywieziono wiadomość, że ani w domu, ani między przyjacioły nie wiedział nikt, kędy się Pełka obracał i w jaki sposób zniknął bez wieści.
Zgryzła się tem i zniecierpliwiła pisarzowa, posyłała jeszcze raz, zaufanym ludziom śledzić i dowiadywać się kazała, nic to nie pomogło.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/405
Ta strona została uwierzytelniona.
(Koniec części trzeciej).