rał, i ostatecznie uczynił uwagę — iż trzeba było iść do parlatorjum i prosić o pozwolenie u ks. gwardjana. Śmiała pisarzowa nie dała się tem zrazić i kazała prowadzić poza klauzurą do wskazanego jej miejsca. Zakrystjan, na którego mocno nalegała, obiecując mu nagrodę, pośpieszył, kazał na siebie czekać dosyć długo i wrócił zmieszany z odpowiedzią, iż w tej chwili... niepodobna było znaleźć owego braciszka.
Pisarzowa usiadła na ławce i prosiła o ks. gwardjana.
Po dobrym kwadransie oczekiwania wszedł ksiądz pięknej postawy, słusznego wzrostu, poważny, i zbliżył się do pani pisarzowej, pytając, czegoby sobie życzyła
— Ojcze gwardjanie, — żywo poczęła pisarzowa — chcę widzieć laika, którego w kościele przechodzącego zobaczyłam... jest to dawny sąsiad nasz, znajomy, człowiek, dla którego mam obowiązki... muszę go widzieć koniecznie.
Przez jakiś czas milczał ks. gwardjan, niby odpowiedzi szukając...
— Przebaczycie mi, — rzekł wkońcu — ale muszę odpowiedzieć jako mnich... i z kapłańską szczerością. Ludzie, którzy w tych murach szukają spokoju i przychodzą poświęcić się służbie Bożej, nie rozrządzają sobą. Uczą się oni posłuszeństwa — nie wolno im nikogo widzieć, z nikim mówić, dopóki zwierzchność nie dozwoli...
— Więc ks. gwardjana o pozwolenie proszę... — poprawiła się pisarzowa.
Ksiądz spojrzał na ożywioną i niecierpliwą kobietę i spytał poważnie:
— A nie zakłócicież mu spokoju? zważcie! Przypominać świat temu, co go chce porzucić — nie jestże to utrudnić mu wyrzeczenie się jego? Odżyją dawne sentymenta... żale, i cierpieć musi. Nie lepiejżeby wam wyrzec się przyjemności małej, a jemu oszczędzić bólu wielkiego?...
— A! nie sądzę, — przerwała Jadwiga — żeby widzenie się ze starą znajomą...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/411
Ta strona została uwierzytelniona.