Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/424

Ta strona została uwierzytelniona.

stawę oboje mieli królewską... choć Jan w tym dniu korzył się przed Królem królów na duchu i czuł jego sługą, królowa zaś zwycięstwem wywalczonem, choćby je jeszcze przypłacić miała publiczną obelgą, dumna była, i dumniejsza od małżonka...
W milczeniu stały tłumy ściśnięte pod sklepieniami wawelskiego tumu.
Pełka w całej zbroi, w lamparciej skórze, w kolczudze, której równą nikt się nie pochwalił, bo na jej misternych kółkach wypisany był cały psalm Dawidowy... stanął obok pana pisarza. Zmierzyli się tedy oczyma, i pan Pac innego chciał miejsca szukać. Ścisk mu nie dozwolił się oddalić, a Pełka też bądź co bądź w miarę, jak się posuwać chciał, krok w krok cisnął się za nim.
Prymas rozpoczął modlitwy i oboje królestwo na purpurowych poklękli poduszkach, gdy Pac, zmieniwszy wreszcie stanowisko — ujrzał znowu Pełkę obok siebie. Lice mu się zarumieniło; próbował cofnąć się nieco, i to mu się udało, ale Pełka był tuż.
Naówczas pan pisarz, nie zważając na miejsce święte, ani na chwilę uroczystą, odezwał się z gniewem do niego:
— Szczególna rzecz — to nieproszone towarzystwo... Przestrzegam waszmości, iż mi ono nie czyni przyjemności.
— Ani mnie, — zawołał Pełka — lecz zmuszony jestem stać tu, a nikt mi nie wzbroni zająć miejsca, jakie mi się podoba...
— Przepraszam, — odezwał się Pac, podnosząc głos, bo księża śpiewać zaczęli) — ja waszmości życzę... obrać sobie inne...
— Jest to tylko jedną więcej pobudką, abym uczynił to, czego sam chcę, bom słuchać nie zwykł...
— Waszmość mi w kościele chcesz burdę zrobić?