ni, ale ja na nich się spuścić nie mogę. Choć dziś zapewne nic nie przedsięweźmie, zawsze ostrożność potrzebna. To do was należy...
Wydawszy te rozkazy tonem królowej, wyszła do matki; Pełka wrócił do domu. O przyjaciół na dzień jutrzejszy nie było mu trudno, znalazł ich tu bardzo wielu, między innymi Wielikańca, który się był z bogatą wdową ożenił i znowu pańsko występował, Rożańskiego, Kryszkowskiego i kilku Lublinian...
Zjawił się tu i ów nieszczęsny Piotrowski, który taką odegrał rolę na elekcji Michała, lecz znacznie podupadły na fantazji. Smutny był, małomówny i najdłuższe rozmowy kończył wszystkie jednakową aryngą, powtarzając z akcentem szczególnym: „Kiep świat“. Poszło mu to w nałóg tak, że mimo miodopłynnej swady nie prosił go nikt, aby występował z oracjami, bo i oracje nawet zamykał tem swojem: „Kiep świat — Dixi“.
Miał więc tylko trudność wyboru Pełka, i pojechał zamówić Rożańskiego, jako najwierniejszego z druhów, a Wielikańca jako najdoświadczeńszego z rębaczów. Obaj chętnie przystali, a ostatni się uradował niezmiernie, bo bez siekaniny długo obejść się nie umiał.
Rożański uścisnął Pełkę i rzekł cicho:
— Kochanie moje, Pełko miły, wszystko to dla tej nieszczęsnej Ewy, twej kusicielki czynisz. Kiedyż temu koniec będzie? Kiedyż zestarzejesz i rozumu nabierzesz? Plunąłbyś i postarał się sobie o żonę, toby ci to szaleństwo odeszło... To baba bez serca...
Nie słuchając tych uwag, odjechał Medard przygotować się do jutrzejszego spotkania. Zima była ostra, mróz tęgi, śniegu dosyć i pora nieszczególna do takiej sprawy. Dla konia i dla człowieka niewygodnie było w mróz i smagający wicher wyjeżdżać, toczyć po zaspach i bić się na gołoledzi, która wszędzie leżała pod niemi od ostatniego tajania.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/429
Ta strona została uwierzytelniona.