Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/433

Ta strona została uwierzytelniona.

łaska Boska prowadziła między kości i żyły tak, że nic jej nadwerężyć nie dała.
— Rana, furda, mosanie, — rzekł — obmyć ją, zawiązać, a da Bóg zdrowe ciało, za kilka tygodni zarośnie i zgoi się...
Dano worek dukatów doktorowi, aby przychodził opatrywać... a Pełce spoczynek nakazano...
Dopiero Rożańskiemu kazał iść, aby pisarzowej oznajmił, co się stało... czego on zrazu niebardzo się podejmował, lecz wkońcu spełnić musiał przyjaciela żądanie.
Gdy do dworku się zjawił Rożański, znany już pisarzowej od wyprawy na Branibórz, wybiegła przeciwko niemu bardzo strwożona, ręce łamiąc.
— Gdzie Pełka? co się stało?
Myślał Rożański, iż to z wielkiej czułości pochodziło, gdy zaraz dokończyła.
— W samą porę dał się zabić, gdy ja się nie mam kim posłużyć!
— Nie zabity — odparł Rożański.
— A czemuż go nie widzę tu?
— Bo ranny i ciężko postrzelony...
Zaczęła się tedy rozpytywać, narzekając na niezręczność Pełki i na nieszczęście swoje. Rożański miał do niej żal wielki za Pełkę, chwycił więc tę zręczność, żeby z serca zrzucić, co na niem leżało.
— Jestem zdawna przyjacielem Medarda, — rzekł — więc mam prawo odezwać się otwarcie. Ten człowiek przez was ginie, starzeje, marnieje. Ożenić się nie myśli, nie wiedzieć, na co czekając, ród na nim poczciwy zejdzie... Niech go waćpani od siebie odpędzi, i z głowy mu niedorzeczne amory wybije...
Pisarzowa odwróciła się gniewnie.
— Toś mi waszmość dobry ze swojemi naukami! — rzekła — alboż ja mu to każę kochać, albo go też trzymam przy sobie? a zdaje mi się, że piękniej dla niego słynąć z takiej wiernej