Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/436

Ta strona została uwierzytelniona.

Stary pan Achacy śmiał się, głową potrząsał i mawiał:
— Trzebaby zobaczyć... Elżusia, jak wam wiadomo, niełatwa do wyboru, ja też jej musu nie uczynię. Gdyby się sobie wzajem podobali, a czemużbym nie miał dla niej takiego kawalera pragnąć?
Pełkę jednak ściągnąć było trudno, a powiedzieć mu o pannie nie śmiał Wacek, boby tem całą sprawę popsuł. Ufał w to, że gdy ją zobaczy, pozna, sam się pokocha i o Jadwidze nieszczęsnej zapomni. Wiózł go więc do siebie nie bez myśli, a stanąwszy w domu szczęśliwie, najprzód go w samym dworze wygodnie umieścił, wyniósłszy się dla niego do oficyny. Żona też, która mężowi zawsze rada była uczynić, czego zapragnął, postarała się, aby choremu na niczem nie zbywało. Ani we własnym domu Pełce lepiej być nie mogło; wszelako wzdychał i tęsknił. A choć go dzieciaki bawiły szczebiotaniem, i szczęśliwe życie Rożańskich obudzało w nim może pragnienie ożenienia, nie myślał o innem, tylko o owej Jadwisi, którą się kochać upierał.
W ostatnie dni postu przybywszy tutaj, doczekali tak Wielkiejnocy i wczesnej wiosny, a tymczasem Pełka chodzić już potrosze zaczynał. Na drugi dzień świąt zaprosił Rożański wojskiego z córką, gdzie i innej szlachty się zjechało.
Medard mógł się już ubrać jak należy, a miał poddostatkiem w czem wystąpić, i takich sukien, które rzadko gdzie widzieć było, bo się w tem kochał i na to nie żałował. Ostatnia choroba trochę mu rumieńca odjęła, lecz go nie zestarzyła. Znać po nim było, iż burzliwe lata przepłynął, lecz i niejednegoby młodszego przesadził. Rysy twarzy męskie, szlachetne, regularne, choć smutkiem były obleczone, miały wzrok dobroci, która ku sobie pociąga.
Na ten dzień, że się gości spodziewano i do kościoła miał po raz pierwszy iść Panu Bogu za