Trzcińskim rozsiekanym, a że to była sprawa naganiona i której się po trzeźwemu wstydzono, nie pomyślał nikt za Brońskiego się zastawić.
Cicho, jak mak siał... wkoło gromada, deszczyk kropił i ziemia byłaby oślizła, szczęściem pod nogami wybrał się piasku kawałek...
Pełka umiał z pałaszem dać sobie rady, a miał batorówkę, śmigającą, lekką, wypróbowaną, którą dwa portugały nawpół przecinał...
Już przy pierwszem zwarciu poznał Broński, że będzie miał do czynienia z rębaczem doskonałym, cofać się nie była pora, tylko usta zaciął i pobladł, kilka razy się spotkały szable i szczęknęły, złapać Pełkę na nieopatrznego nie można było, ciąć się ani tknąć nie dawał. Dwa razy sam zaciął po suknie Brońskiego, ale bez szkody. Może jedno Zdrowaś Marjo trwała robota, gdy Broński po prawej ręce dostał, ale tak dobrze, że szabla mu wypadła, a lewą się za nią pochwycił i uskoczył wbok, piszcząc... Pełka go mógł po plecach spłazować, ale dał pokój, zawołał tylko:
— Staremu żołnierzowi... przebaczona; gdybym z innym miał do czynienia... dałbym pamiętne... choć płazem.
Wkoło się śmiać poczęli.
— Gracz! — zawołał Żebrowski — ale kiedyś taki tęgi do płazowania, a chodźże za mną...
Ten był kościsty, gruby, wyrobiony człek i straszny na cały obóz.
— Nie mam do waćpana ani urazy, ani przyczyny, — odezwał się Pełka — a czasu wojny zabawiać się nie pora!
— Cóż ty mi, smarkaty jakiś, — ryknął Żebrowski — nauki będziesz dawał!... Ot masz przyczynę...
Złożyli się w chwili...
Tu już były nie przelewki... Wiedział Pełka, że na sucho nie wyjdzie, szło mu o honor, aby wziąwszy coś i sam też dał — patrzał tylko, gdzie trzepnąć...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.