Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/441

Ta strona została uwierzytelniona.

Znowu tedy wojski z córką przybył w odwiedziny, a że stosunki obu dworów były ciągłe, widywano się więc co dni parę, spotykano w kościele, a coraz bliższa zawierała znajomość...
Panna była baczna na siebie, nie okazywała Pełce swej dla niego przyjaźni, lecz i nie stroniła od niego, a przed ojcem przyznać się miała, iż pan Medard się jej dosyć podobał.
Ten też, choć żadnego zamiaru nie zdawał się mieć, towarzystwo wojskiego i dom jego, i pannę polubił widocznie, i najweselszy był, gdy się z nimi znajdował.
Rożański już prawie na triumf dzwonił, czekając tylko chwili, gdy sprawę zagai, ale razem dobrze jej dojrzeć dając, aby zawczasu porwawszy się, nie spłoszyć. Gdy mu się tedy zdawało, że Pełka w pannie zakochany, bo i wzdychał, i smutniał, i humory mienił, i trzpiotał się dla niej, jednego wieczora, sam na sam z nim będąc, ozwie się:
— Medardzie kochany, co myślisz o Elżusi? Jakaby to z niej dla ciebie była żona!
— Zapewne! — westchnął Pełka, gdyby — gdyby gdyby i gdyby?...
— Jakież to troiste „gdyby“ stoi ci na przeszkodzie?
— Gdybym ja śmiał, gdyby ona chciała i gdyby pan Bóg pozwolił... A no, z tego trojga nie może być nic.
— Dlaczego?
— Bo ja dla niej za stary i sterany, i djabeł mi w sercu inną żagwią piecze... jeszczem nie zapomniał o tamtej — bo ona nie może chcieć po drugich kości ogryzać — a Pan Bóg nie dopuści, aby czysty kwiatek w zbrukane dostał się ręce.
Począł się śmiać Rożański.
— Piękna to cnota, pokora, — rzekł — ale nie trzeba jej mieć nadto, bo śmieszna. Aniś ty taki stary, ani ona taka wybredna, a Pan Bóg pobłogosławiłby, gdybyś zamiast o cudzej żonie