Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/445

Ta strona została uwierzytelniona.

Dzień był naznaczony, ale znając Pełkę, nie chciał o nim zawczasu dawać znać Rożański. Najlepsze konie do wozu przygotowano, bo jeszcze Pełce dłuższej podróży konno wzbraniano. Rożański się wygolił i wystroił, a wyglądał jak krew z mlekiem, wąsa pokręcając, gdyby za młodszych czasów. Pełka się też poszedł odziewać...
Wydobył Gabryk, co tylko było najlepszego do wyboru: pasy, spinki, guzy, kołpaki, kity... Aż, gdy się w kufrach i tłumokach grzebać zaczęto, wypadła na ziemię spłowiała owa wstążka, którą mu niegdyś trzpiot Jadwisia rzuciła z ganku. Już ją był złożył „ad acta“ Pełka, nie chcąc sobie przypominać, co dla niej wycierpiał, gdy oto, jakby naumyślnie w tej stanowczej godzinie, znalazła mu się pod nogami.
Zapłoniony cały podniósł ją prędko i łzy mu w oczach stanęły. Tknęło go to, iż jakby przeznaczenie samo przypominało mu przysięgę, wyrzucając wiarołomstwo — i dobyło ją najaw umyślnie.
Zadrżał, zawahał się — jużby był może nazad rzeczy pakować zaczął... a strułby się tem na dzień cały — i nie umiał ust otworzyć, gdyby Rożański, jak przeczuciem tknięty, nie nadszedł. Wstyd mu było tej wstążki i schował ją szybko za kontusz... udając, że suknie wybiera.
— Nie do rzeczy dzień wybraliśmy, — odezwał się Wacek, wchodząc z kalendarzem w ręku — dopierom się rozpatrzył, że dwoiście „feralis“, bo i numer niedobry, i na starym księżycu i konstelacje nie do małżeństwa... Bóg widzi, że jednej godzinybym rad was skojarzyć i że niebardzo w te brednie astrologiczne wierzę — a no — na twej skórze próbować nie chcę. A nuż!
Pełka odetchnął i niemal wesoło się odezwał:
— Więc dziś nie jedziemy!
— A no, nie! Za trzy dni nów, liczba wypa-