Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

szek, a że nie było na czem siąść, kulbakę mu wyrostek podstawił. Dobyto puzderko z wódką i wędliną... lecz że to piątek był, Ozderski podziękował i chlebem zakąsywał...
— Ojca waszmości znałem, — rzekł, siadając, stary — takuteńki był, jak dwie krople wody zamłodu. Dziarskoś się znalazł.. Ja na waszeci zdawna mam oko. Poco ci było takiego pułku szukać, gdzie najcięższe życie?... Mało tu kto wytrzyma...
— Prawda to, — odpowiedział Medard — lecz gdy się raz weszło, już nie rycerska rzecz była się cofać.
— Masz słuszność, — dodał Ozderski — a co będzie dalej? Myślicie, że to już koniec?
— Sądzę, że początek.
— I ja tak trzymam, — mówił stary — a no Bóg jeszcze jeden wie, co z nami tu wszystkimi będzie... Chcą Krakowa bronić — azali potrafią — nie wiem. Drudzy już o domach myślą, inni o Szwedzie pomrukują. Nigdy u nas tego nie było, co dzisiaj. Gdzie kto słyszał, żeby, mając swojego pana, ludzie się do cudzego garnęli?
Westchnął.
— A pan Czarniecki? — wtrącił Pełka.
Podumał stary.
— Jeden nie starczy, — rzekł — choćby największe serce miał, gdy drugim na niem zbywa. Stary to żołnierz, a czy za nim pójdą drudzy? nie wiem. Prywata się u nas zagnieździła. Jakżeby to Lanckorońskim, Potockim i Lubomirskim pod takiego iść, co wczoraj nie miał nic i jakby sroce wypadł z pod ogona?... A któż go znał przed kilkunastu laty! gdy mu jak na pośmiewisko król dał — Świniuchy? Tak tam panowie pracowali, że gdy już nagrodę trzeba było dać choć za te zęby, które mu kula wybiła — jeszcze choć w nazwisku ugryźć starali się i Świniuchy mu wydzielili... Cóż ten człek pocznie „homo novus“, gdzie starych powaga nie starczy?...