nien, że się małżeństwa nie wiodły, to on... Śpieszyłam się, żeby mu drogę zagrodzić.
— Tak i mnie do szczęścia! — ponuro odezwała się Jadwiga.
— Co ci się dzieje?
— Sama nie wiem, co się dzieje ze mną! — ofuknęła córka — to wiem, że mi się płakać chce, myśląc, iż go nie zobaczę, że mi go inna zabrała, że mnie znienawidził i wzgardził mną.
— Co ty pleciesz!... — zawołała Cyrulska zkolei... — Takiego bałamuctwam się nie spodziewała, to już chyba opętanie! choć egzorcyzmy czytać nad tobą.
Z godzinę trwała rozmowa. Wyszła z niej Cyrulska oburzona i zmieszana. Jedno ją to pocieszało, że Pełka się ożenił, i że to przejść musi, a córka łatwo go teraz zapomni.
Wieczorem kazała wołać Żaby pani pisarzowa, matkę odprawiwszy.
— Kiedy się miał żenić? — zapytała.
Żaba dobrze nie wiedział, lecz słyszał, że dopiero za dni kilka, gdy papiery przyjdą z Krakowa...
Pochodziła jejmość po sali.
— Daleko to stąd?
Żabie się zimno zrobiło. Począł liczyć mile... Drogi kawał był spory...
Co ona sobie myśli? gotowa jeszcze raz mnie wyprawić na zęby Rożańskiego...
Wypytawszy tak o podróż, o noclegi, o gościńce... odprawiła go pisarzowa, zawołano marszałka i koniuszego...
Jejmość zapragnęła jechać do Krakowa, jak powiedziała, ale sama jedna i lekko, bez dworu... Chciała, aby nazajutrz dodnia wszystko było gotowe, ludzie, kolebka, konie...
Doniesiono o tem natychmiast matce, której to nie w smak poszło. Przytoczyła się do córki.
— A to co ja słyszę! — odezwała się z progu — do Krakowa? jutro? nie powiedziawszy
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/471
Ta strona została uwierzytelniona.