Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/476

Ta strona została uwierzytelniona.

nadjechała tu z przestrogą. Jeśli pisarzowa pośpieszy przed ślubem, Pełka ją zobaczy, przepadło wszystko... a mnie choć się powiesić.
— Ale cóż ja na to poradzę?...
Babę na drodze wstrzymać musimy i zasekwestrować, póki się ślub nie odbędzie...
Bierz ludzi — koni, ile chcesz... ja nie mogę sam... w niewolę wziąć i nie puszczać, dopóki nie dam znać!
Zboiński począł się śmiać.
— Ale się tobie z tej gorącej przyjaźni i aprehensji w głowie przewróciło! Rożański, kochanie moje, to gwałt na publicznej drodze.
— Ty mi to mówisz! albo to ja tego nie wiem? — zawołał Rożański zniecierpliwiony — przecież się jej nic nie stanie... Zniecierpliwi się, nałaje i po wszystkiem... Gdy my się ze ślubem ułatwimy, niechaj przybywa, ja się jej wówczas nie boję.
Zboińskiemu było to nie na rękę i nie w smak walka z kobietą, awantura na gościńcu, a nuż dwór pisarzowej porwie się do szabel i pistoletów, nuż do kul przyjdzie i do utarczki... kryminalna sprawa!
— Opamiętaj się no, pogadajmy spokojnie mój Rożański — rzekł, prowadząc do ławy w ganku...
— Ale tu czasu niema! — krzyknął Rożański — każda chwila droga, baba może na Kmiciców na dwór najechać!
Załamał ręce Zboiński i chodził — okrutnie mu się nie chciało.
— Tu innej rady niema — dodał Wacek. — Nie chcesz, siadam na koń i lecę po dwóch Borowskich i ich wyślę, ci mi nie odmówią, a swoje zrobię. Przecież gwałtu żadnego nie trzeba... Jejmość nastraszyć lada czem — powiedzieć bodaj, że od granicy tureckiej polem aż tu mór przyszedł i ludzie jak muchy padają, a nie puścić jej pod tym pozorem.