Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/496

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie chcę jego majątku i jego, — gniewnie obruszyła się jejmość — niecierpię go, nie będzie nigdy mężem mojej córki... Ona sama nie wie, co czyni... W głowie jej świta!
Otóż ja do waszmości przybyłam, radź i ratuj...
— Ja? ja? — cofając się, wykrzyknął łowczy — ale ja nie mogę, ani umiem, jam teraz w Bogu zatopiony... i wyrzekłem się świata!
— Gadaj sobie, co chcesz, grzechu nie wymagam od ciebie, rozumu też, tylko posłuszeństwa. Słuchaj — dodała, przybliżając się Cyrulska — Jadwisia młoda, piękna jeszcze jak róża... bogata, miła... szaleć tylko za nią... Takich wdówek na całą Koroną dwóch nie znajdziecie... Trzeba mi dla niej męża... ale z dobrem imieniem, postawnego, do rzeczy... Dwóch, trzech wesołych konkurentów musisz mi przywieźć. Ja ją znam. Pełka nie Pełka, jak nowych ludzi zobaczy, będzie się zalecała, aby im głowy pozawracać, pójdzie Pełka w kąt, a ja w tem, że ją wydam za innego.
Godziemba, słuchając, głową kręcił.
— To będzie trudno trochę, poradzę się z ks. rektorem... a no... jakoś to będzie... Nie chciałbym Pełce przeszkadzać do szczęścia... lecz snadź przeznaczenie takie...
— O tem nie zapominaj, że trzeba, aby byli ludzie żwawi, weseli i do zakochania łatwi... Posępnych i mruków mi nie prowadź, to się na nic nie przydało...
— Rozumiem, — dodał łowczy — dwóch mam...
— Jacy?
— Jeden ubogi Firlej, mam podejrzenie, że nie prawdziwy, ale trochę podfałszowany, a no! imię jest, a szlachectwa dobywać nie wolno.
— A drugi? — pytała Cyrulska.
— Drugi też niezgorszy... nawet kniaź...
— Jużeśmy jednego próbowali... — przerwała stara.