Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/497

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ten w innym gatunku zowie się Kozika... majętności ma na Ukrainie bardzo znaczne, to jest ziemi szmat wielki, a no, bez ludzi...
— A jak wygląda?
— Z chłopska to prawda, lecz z rezonem... duży, czerwony, wesół niebardzo gładki ale śmiały Kozak... Fantazja wielka, natura gorąca... i do żeniaczki skłonność ma mocną.
— Żeby miała w czem wybierać, jeszcze ze dwóch miej w zapasie — szepnęła Cyrulska — a przybywaj mi prędko...
Łowczy dał znak głową, iż spełni rozkazy; wygadali się obszernie i długo, brał za czapkę kilka razy, lecz odejść jakoś nie mógł. Siadł około Cyrulskiej blisko, gniotąc w ręku kołpaczek wytarty.
— Wszystko to, mościa dobrodziejko, dobrze... ale „nervus rerum“... tego mi braknie...
Odchrząknął
— Na to zszedłem — dodał — włóczyło się po świecie, ludzie oszukiwali... i grosza przy duszy nie mam. Jakże ja pojadę?
Markotno było Cyrulskiej, dobyła jednak woreczka z kieszeni, którą miała u boku, i kilkanaście talarów odliczywszy, wcisnęła je łowczemu, który jej rękę ucałował.
— A żebyś mi się duchem przystawił! — rzekła. — Ja jutro jadę wprost i czekać będę. Rozumie się, iż o mnie, żeśmy się z sobą widzieli, ani pisnąć.
— Rozumie się — żegnając, szepnął łowczy — samo z siebie...
Nazajutrz rano jejmość już była w drodze do córki.
Przybycie jej, równie jak wyjazd, niebardzo Jadwigę wzruszyło.
Matka wprost poszła spocząć do swoich pokojów, a pilno też jej było rozpytać u domowników, co się działo z Pełką i jak się z nim obchodziła pisarzowa... Zaledwie dowiedziawszy się o przybyciu starej pani, jak ją zwano, fraucymer