Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/498

Ta strona została uwierzytelniona.

z raportami pośpieszył... Opowiedziała Strzemeszanka, iż pan Pełka przybył z jejmością, ale tak, jakby koniuszego przy niej urząd sprawował, albo marszałka dworu, iż go Jadwiga często łajała, wyśmiewała i posługiwała się nim, ale o niczem więcej słychać nie było.
Chodził nieboraczysko jak w pługu, najszczęśliwszy, że ją widywał codziennie, że mu się w coraz nowych sukniach admirować kazała, że z nią do stołu zasiadał i że gospodarstwa, domu i porządku w nim pilnował.
Pani pisarzowa, gdy na rozmowę przybywał, trzymała go u drzwi, zdaleka, i nie szczędziła ostrych słów, jakby go na pokutę sprowadziła. Co tam między nimi były za umowy, o tem nikt nie wiedział, lecz zaręczała Strzemeszanka, że pewnie więcej nie było nic nad to, na co ludzie patrzali. Chciała mieć w nim wiernego sługę, niewolnika i urzędowego wielbiciela.
W tem wszystkiem, co Strzemeszanka opowiadała, tak się dobrze charakter Jadwigi malował, iż matka musiała wierzyć powieści, którąby mogła posądzać o zmyślenie w chęci przypodobania się starej pani.
Jadwiga nie pośpieszyła bardzo na przywitanie matki, przewidując, że jej scenę za Pełkę zrobi.
Cyrulska postanowiła nie powiedzieć i słowa, obrachowawszy się, że drażniąc, może gorsze wywołać skutki. Jadwiga więc napróżno wybuchu oczekiwała, a chcąc raz przebyć spodziewaną burzę, sama ją postanowiła wywołać.
— Pełka jest tu — rzekła.
— A wiem — sucho odezwała się matka.
— Nie dałam mu się ożenić... nie mogłam na to pozwolić...
Cyrulska, ramionami tylko ruszywszy, nic nie odpowiedziała.
— Ja wiem, że matka go nie lubi, ale to człowiek posłuszny i dobry... A! żeby matusia wiedziała! jak pies mi w oczy patrzy... a tak się