Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/502

Ta strona została uwierzytelniona.

O żałobie po panu pisarzu dawno mowy nie było. W pierwszych dniach namówiła ją matka dla oczu ludzkich na czarną suknię, w której zresztą bardzo jej było do twarzy — ale wprędce zrzuciła ją i wzięła szarą, zamieniła na białą, do tej przypięła wstążki fiołkowe, potem czerwone, i skończyło się wszystko... Któżby zresztą po takim nudziarzu w czerni cały rok chodził, kiedy sercu było różowo?
Na przybycie gachów stroiła się wdowa w najwytworniejsze suknie, jakie jej z koronacji zostały... a z żadnej nie była rada...
Nazajutrz o wyjeździe mowy nie było...
Pełka zastukał do komnaty jejmości i wszedł. Odprawiła wnet Strzemeszankę, spojrzawszy na ponurą jego twarz, i przystąpiła doń, grożąc mu palcem na nosku.
— Co to waszmość sobie pozwalasz chodzić mi tu tak chmurny? Hę? Jeszcze czego nie stało! Ludzie sobie nie wiedzieć co pomyśleć gotowi... że do zazdrości masz prawo? hę? Nie masz żadnego... będę robiła, co chciała, będę się śmiała, bałamuciła... rozkochiwała... bawi mnie to, i po wszystkiem, a waszmość moim gościom powinieneś się uśmiechać — rozumiesz!
Zmilczał Pełka, ale popatrzał na nią tak, iż w końcu zmieszała się i zbladła... Chciała mu się wymknąć z pokoju, zatrzymał ją, stając w progu.
— Pani pisarzowo, — posłuchać mnie musicie raz... nie mówiłem nigdy nic, nie skarżyłem się — nie broniłem robić, co się podobało... ale to temu koniec być musi...
— Pani pisarzowa, — dodał złamanym, grobowym głosem Pełka — człowiek wiele wytrzymać może... a no, przychodzi chwila, gdy... oszaleje...
— Szalej — śmiejąc się, rzekła kobieta — i tak rozumu niewiele masz... Cóżto? ma mi być wzbroniono z ludźmi pogadać i ucieszyć się, uśmiechnąć i nudy rozerwać? Dom ma stać zawarty dlatego, że waszmości się tak podobało?