Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/528

Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdy mi waszmość pozdrowiejesz... zobaczymy... wzruszać się bardzo nie należy — spokojnie przyjmować rzeczy... a Bogu dziękować, że jeszcze tak źle nie wypadły, jak mogły...
Dawszy choremu wewnętrznie się przygotować i usposobić do widzenia z przyjacielem, Ławręcki dał znać Rożańskiemu, który tylko na to czekał, a gorzał z niecierpliwości.
Gdy się wcale nie spodziewał tego, z rana doktór iść mu pozwolił samemu, zastrzegłszy tylko, aby się rozmową zbytecznie nie poruszali i by, uchowaj Boże, do sporu nie przyszło...
Pełka posłyszawszy w drugiej izbie chód, poznał odrazu Rożańskiego, zerwał się i siadł na łóżku. Z uśmiechniętą twarzą, z otwartemi rękami wszedł Wacek, słowa nie mówiąc, do łoża przystąpił i rzucili się sobie na szyję, ściskając długo a płacząc... O przeszłości mowy nie było... ale gdy po kilku słowach począł Pełka o klasztorze i pokucie natrącać — Różański się ofuknął.
— Ani ty mów o tem; zobaczysz, inaczej Pan Bóg sprawę tę obróci... i raz przecie spokoju ci da zażyć i szczęścia....
Palec położył na ustach.
— O tem potem.




Pisali wiele starożytni o przyjaźni i przyjaciołach; trafiali się dawniej druhowie a bracia, co sobie dotrzymywali uczuciem świętem a czystem do zgonu — dziś o tem słuchamy jak o archeologicznych zabytkach. Serca nam wystygły i nauka, co miłość wpajała, odepchnięta i odrzucona została. Przyjaźnią zowie się stosunek, który do niczego nie obowiązuje, oprócz do ukłonu i ściśnięcia ręki... Wacek Rożański należał jeszcze do tych starych przyjaciół, co mawiali: „Calles antiquos serves, veteres et amicos.“