Cały ów dzień przesiedziawszy z Pełką, dopóki go pod wieczór doktór nie przepędził, powrócił następnego dnia i w rozmowie zwolna począł mu to, co słyszał od łowczego o pani pisarzowej powtarzać.
— To nie może być! — krzyknął Pełka — nie może być!... wy mnie bałamucicie, abym spokojniejszym był, lecz uwierzyć temu nie mogę... na żaden sposób...
— Sprowadzę ci łowczego, jeśli chcesz, niech on powtórzy! — rzekł Rożański.
Pełka wpadł w zamyślenie długie, słowa wymówić nie mogąc, a gdy Wacek nastawał ciągle na to, że mu szczerą prawdę mówił — milczał.
Dla przekonania go trzeba było, załagodziwszy, łowczego sprowadzić, ażeby żywemi usty mu powtórzył, co słyszał i widział.
Z nieufnością i niedowierzaniem słuchał Pełka, aż nareszcie zdawał ulegać oczywistości... Poruszonym był mocno... co myślał i zamierzał, z tem się nie odzywał, o klasztorze mniej było mowy, zawsze jednak powracał do tego, iż na pokutęby chciał iść i resztę życia jej poświęcić.
— Uczynisz, co zechcesz, — rzekł Wacek — ale mi dasz słowo, że beze mnie i wiadomości mej się to nie stanie. Jest na to czas wielki, a doktór ci do dwóch miesięcy z domu wyjść nie dozwala. Ja teraz muszę do żony jechać na dni kilka, bo ona tam sobie z chłopcami rady nie da... Wszystko to powyrastało jak na drożdżach... wrócę najpewniej w przyszłym tygodniu... pomówimy o wyborze, czy ci już bernardynem bez brody, czy kapucynem z brodą zostać wypadnie.
Mówiąc to, Wacek śmiał się, uściskali się serdecznie i tegoż dnia wyjechał Rożański.
Lecz wcale nie do domu, domyślić się łatwo, a do pani pisarzowej się wybrał, która dotąd o Pełce nie wiedziała, co się z nim stało. Na czas niebytności swej nadzór nad chorym oddał Wacek siostrze i szwagrowi Laskowskiemu, którzy właśnie do Krakowa przybyli, poleciwszy
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/529
Ta strona została uwierzytelniona.