Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/531

Ta strona została uwierzytelniona.

się z wdzięcznością i afektami nie kryjąc. Sam to od niej na moje uszy słyszałem...
— Wieszże co, ojcze — rzekł Wacek — a toćby to dobry uczynek był, jeśli tak rzeczy stoją, zbliżyć ich do siebie, ku zobopólnemu szczęściu... Ja chętnie ku temu rękę przyłożę. Idźcie do dworu... powiedzcie, jakim przypadkiem tu jestem, jeśli się zechce zobaczyć ze mną, może się z tego dla nich obojga co lepszego, niż jest, wywiąże.
Proboszcz chętnie się ofiarował do dworu iść. W godzinę może pędem starowina powrócił z zaproszeniem Rożańskiego do dworu. Odział się zaraz Wacek i pieszo ruszył, konie i ludzi zostawując na plebanji.
Z ciekawością wielką zbliżył się do dworu... gdzie go w progu oczekujący nań Żaba przywitał, jak starego znajomego i do sali zaprosił. Tu jednak nie zastał jejmości, która, jeszcze trochę osłabiona, w przyległej komnatce siedziała.
Była to taż sama piękna Jadwiga, lecz wielce zmieniona, więcej w obejściu i obyczaju, niż z twarzy. Bledsza nieco i jakby uspokojona, wyglądała starszą i poważniejszą, smutną, ale wdzięku pełną. Strój też, choć zawsze bardzo wytworny, czarny był i jakby żałobny.
Na widok Rożańskiego podniosła się nieco, rękę mu podając, i zarumieniła mocno, lecz wprędce bladość pierwsza zastąpiła rumieniec. Zaczął od kłamstwa Wacek, opowiadając, jakim osobliwym wypadkiem tu się znajdował i dowiedział dopiero od proboszcza o rezydencji pani pisarzowej. Nie tknął nic przeszłości, dowiadując się tylko o zdrowie.
Bystre rzuciła nań spojrzenie.
— O wszystkiem waszmość przecież wiedzieć musisz — odpowiedziała. — Stało się ze mną, co z niewielu ludźmi się dzieje, wróciłam z tamtego świata, ale odmienną i bodaj lepszą...
Westchnęła.