Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

drzwiach piękna pani i Pełka do niej poskoczył zaraz...
Niełatwo mu jej było dostąpić, bo ze dworu snadź mnóstwo osób ją znało i były z nią w ścisłych stosunkach, tak ją zaraz w antykamerze obstąpiono...
Zobaczyła jednak za innymi Pełkę, do którego miała trochę słabości, i zaśmiała mu się.
— A więc powinszować waszmości, — rzekła — bo snadź przy królu zostaniecie.
— Nie wiem — odparł Pełka.
— Chcecie, bym królowi jmości słowo za wami powiedziała? — spytała piękna pani — tem milej mi będzie za wami przemówić, że i ja pono za dworem pańskim pociągnę, tobym przecie z waćpana miała też czasem dobrego dworzanina...
— Najpowinniejsze dzięki składam pani, lecz bodaj czy dwór dla mnie, a ja do niego stworzony... wolałbym za nieprzyjacielem harcować, niż od niego uchodzić. Niech pani łaskę swą zachowa mi na późniejsze czasy...
Z podziwieniem i niedowierzaniem popatrzała nań piękna pani, zdumiała się tak, iż odpowiedzieć nie potrafiła...
— Wola wasza, — odezwała się po chwilce z pewną dumą, bo nie pojmowała, aby prośba jej odrzucona być mogła — co komu do smaku...
Medard zmilczał... Jemu samemu kosztowało wyrzeczenie się miłej nadziei towarzyszenia pięknej Jadwisi, lecz dla niej poświęcić sławę i zawód rycerski? tegoby ona pewnie nawet nie wymagała od niego...
Podczaszyna ruszyła się ku drzwiom, przeprowadzona w wielkiej komitywie, do której i Pełka należał...
Prawie w tej samej chwili, gdy jej drzwi otwierano, z drugiej strony ich ukazała się postać, na którą zwróciły się oczy wszystkich, a szczególniej Medarda. Wśród tego dworu peł-