Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

— Panie wojewodo, — odezwała się, nie odpowiadając, podczaszyna — przedstawiam panu sąsiada naszego, pana Pełkę...
Wojewoda głową skinął tylko. Jadwisia spuszczone miała oczy. Pani domu mówiła dalej:
— Widzisz waćpan, żeśmy się bardzo licho pomieścić ledwie zdołały... nie do wytrzymania... okropnie. Nigdzie kąta znaleźć nie można... Wstyd mi tu pana wojewodę przyjmować.
— Pani, — przerwał Przerębski — gdziebymkolwiek miał szczęście ją znaleźć wszędzie mi się każda chata wyda pałacem.
Zdziwiony Pełka spostrzegł, że po tych wyrazach, zamiast na podczaszynę, spojrzał stary na Jadwisię z takim wyrazem uwielbienia, iż się Medardowi na śmiech prawie zebrało.
— Wracasz waćpan pewnie na zamek? — zapytała gospodyni Medarda.
— Tak jest, muszę natychmiast — rzekł — i czekam tylko, czy mi pani czego nie rozkaże...
Popatrzała nań trochę łaskawiej.
— Cóż król jmość porabia? — spytała.
— Niebardzo wiem, — odezwał się Pełka — to tylko, że radzi niemal cały dzień i że na doradcach mu nie zbywa...
Stał jeszcze Pełka, chcąc wejrzenie wyżebrać u Jadwisi — przelotnie błysnęła mu oczkiem figlarnem dziewczyna, dając do zrozumienia, że się zdradzać nie powinni. Pełka skłonił się i ruszył, ale mu w sercu było jakoś tęskno i smutno. Bernard stał ciągle w ganku. Gdy przyszło siadać na konia, podstąpił ku niemu i, wsparłszy rękę na siodle, począł z nim iść, przeprowadzając zwolna ku zamkowi.
— Cóż ten wojewoda u was robi? — spytał Medard.
— Albo to my słudzy odgadnąć możemy panów! śmiejąc się, począł Bernard — to jakiś stary znajomy naszej pani, nie powiem, że amant,