Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

siebie niepodobnym. — Królem jestem rycerskiego kraju i żołnierzem, i urodzonym wodzem... nie chcę i nie mogę z placu uchodzić. Ani tego po mnie żądajcie, ani mnie o to molestujcie, próżne będą prośby — tum jest, tu mnie obowiązek przykuwa, tu zostanę.
— Najjaśniejszy panie, — rzekł Czarniecki — nie Kraków ocalić, ale Rzeczpospolitą, której jesteś wyobrazicielem żywym... głową i panem — masz święty obowiązek w sobie, ratujesz kraj... Prosimy cię.
— Nie z siebie to biorę, z czem przyszedłem, — dodał — wszyscy cię o to modlą. Ma ci być obrona skuteczną, swobodną być musi; gdy się co chwila o was, najjaśniejszy panie, trwożyć będziemy, ani stolicy, ani ciebie nie obronimy...
— Nigdy to nie może być — oparł się, ożywiając coraz, król — wybijcie to sobie i drugim z głowy. Nie uczynię tego ani na prośby wasze, ani na niczyje... Chcecie mnie sromotą okryć? ja tego nie zniosę. Zginąć potrafię...
Widząc Czarnieckiego smutnym, król rękę wyciągnął i dodał głosem miększym:
— Za złe mi tego nie miejcie, królemeście mnie uczynili, lecz człowiekiem być nie przestałem...
Nie mówiąc słowa więcej, oboźny wyszedł...
Jeszcze pełen wzruszenia tego król pociągnął za nim oczyma ku drzwiom i, dostrzegłszy dopiero stojącego Pełkę, który rozmowy był mimowolnym świadkiem, niecierpliwie ku niemu po papiery rękę wyciągnął, wskazując mu w milczeniu, ażeby odszedł.






Z rana tłok na posłuchaniu większy był niż dni innych. Król wyszedł złamany i milczący — litość obudzał we wszystkich... na pytania odpowiadał półsłowy, przyzwalał na wszystko... pocieszał — ale widać było z niego, iż sam on najwięcej potrzebował pociechy...