Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

kalających się budowli płomienie i skry wysoko i zalały krwią niebiosa...
Pełka i Rożański patrzali, stojąc razem, na obrywie góry... milczeli, bo nie nie było słów, któremiby się smutek duszy mógł wypowiedzieć.
Obaj jedną myśl mieli, uwolnić się i dzielić niebezpieczeństwa tych, co się bić chcieli, nie tych, co musieli uchodzić...
Nie godziło się króla opuszczać samowolnie, a nie było już tajemnicą dla nikogo, iż uchodził na Śląsk do Głogowa, gdzie już była królowa. Nie dalej pono jak nazajutrz w podróż się miano puścić... Obóz pozostał w gotowości, wozy stały pod strażą — trzeba więc było szukać środków uwolnienia się stąd, gdyż z drogi trudniej lub całkiemby się stało niepodobnem.
Marszałek Lubomirski był z królem. Pełka, jak zawsze żywy i nie lubiący czekać, postanowił choćby tegoż wieczora, korzystając z pierwszej zręczności, aby się do niego zgłosić i uwolnienie pozyskać. Rożański był tejże myśli.
Weszli więc do foresterjum szukać Lubomirskiego. Król ciągle jeszcze na galerji w myślach i modlitwie, patrząc na tę łunę, siedział, nie mogąc przemówić słowa. Stali obok milczący panowie, nie mogąc nic znaleźć na pociechę.
Zamknięto lud w murach, a wysłani z żagwiami i pochodniami ciurowie podpalali, gdzie jeszcze co sterczało, aby Szwed nie miał schronienia i ukrycia... Nad tą stratą boleli wszyscy, ale i tę ofiarę do innych dodać było potrzeba, ażeby Szwedom okazać, iż się bronić im rozpaczliwie zamierzano.
Kto nie chciał znosić oblężenia i obawiał się zamkniętym zostać, wystawiając się na losy wojny niepewne, uchodził co najprędzej, dowiedziawszy się, iż król już był na Bielanach, skąd w dalszą udać się miał drogę.
Przybycie reszty służby i wozów od Krakowa wywabiło Lubomirskiego na chwilę dla roz-