Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

w murach zamykać, i dlatego nigdzie obronnych zamków, ani silnych twierdz nie wznoszono, a sam też Kraków, oprócz podwójnych murów, co go opasywały, większej obrony nie miał.
Czujność była podwojona... lecz dnia tego pomimo obietnic, które przybycie przedniej straży szwedzkiej zapowiadały, nikt się nie ukazał...
Tegoż wieczora już pierwsi na ochotnika obaj młodzi towarzysze wyskoczyli z małym oddziałem, wysłanym ku górom od Michałowic, skąd się ukazania Sulzbacha spodziewano... lecz języka nie dostali wcale i nic z sobą nie przynieśli.
Jeszcze przedmieścia się dymiły i pożar trwał na zgliszczach nazajutrz, w sobotę — gdy około południa poszła wieść, iż Szwedzi idą. Bramy i mury wszędy były osadzone mieszczanami i gwardją węgierską Gnoińskiego, lecz Czarniecki wybiegać na ochotnika zakazał, aby snadź oddział jaki słabszy, naparty przez nieprzyjaciela silniejszego, cofając się do bram, na sobie Szwedów nie przyniósł...
Jak na dzień o zwykłej porze ozwały się po klasztorach i kościołach dzwony, wołając na modlitwę, a nie zabrakło pobożnych, bo tak jak stali ci, co noc spędzili bezsenną, poszli Bogu siebie i rodziny, i losy przyszłe miasta i kraju polecić...
Wychodziły msze po mszach po kościołach, a żadnemu ołtarzowi na pobożnych nie zbywało... Dopiero czasu sumy... opustoszały nieco świątynie... Kto mógł, na mury śpieszył, a kto rozkaz otrzymał, na harcownika za miasto wyciągał, — sam król Gustaw nadchodził... Z murów widać było w porządku wielkim posuwające się szeregi na Promnik i szykujące czołem przeciwko miastu... Sam główny korpus od pałacu na Woli aż do Wisły zajął obozowisko, a skrzydło w lewo od strzelnicy się wyciągnęło. Skoczyło z miasta na ochotnika do harcu gro-