nęli się całemi szeregi, aby zająć podle niego równię i bliżej się miasta rozłożyć...
Rożański też niepomalu się radował, bo mu kula szwedzka naznaczyła zbroiczkę, wygiąwszy w niej dół, a nie przebiwszy jej, jakby dla zapewnienia, iż w niej być może bezpiecznym... Paździerski tylko, żołnierz surowy, obu naganiał popędliwość...
— Co wy sobie myślicie, młokosy, — wołał — że ja was na jatki prowadzę! A to mi, proszę, żołnierze! Życie dać, to nie sztuka! gdy krew zagra... a no, trzeba wiedzieć jeszcze, na co się to zdało... Dałbym ja ichmościom obu pamiętne... a no — czasu na to niema!
Gdy w Krakowie Pełka cisnął niebieski węzeł do piersi, napawając się słodkiem wspomnieniem panny podczaszanki, naprzemiany straże odbywając po murach, wpraszając się do każdej wycieczki, szukając niebezpieczeństwa i szczęśliwie z prób wszystkich wychodząc — pani podczaszyna sposobiła się w Głogowie do zapewnienia córce losu, nie zapominając o swym własnym. Była bowiem najpewniejszą, że gdy się pozbędzie niebezpiecznej tej rywalki, która oczy i serce ściągała — z łatwością jeszcze znajdzie gładkiego towarzysza, aby wdowie zrzucić szaty...
Już w Krakowie pan wojewoda sieradzki pożądliwem[1] okiem na pannę podczaszankę, która, się niczego nie domyślając, z naiwną prostotą dziecięcia uśmiechała do niego.
Dziwna rzecz! zalotnemu dziewczęciu podobało się to wielce, że jej taki poważny mąż nadskakiwał. Czuła się tem zaszczyconą, a o nic jej tyle nie szło, jak, żeby jej za dziecko nie miano. Przebacza więc koperczaki, które stroił pan wojewoda, dla tej miłości własnej zadowolenia, iż dojrzałą pannę udawać jej było wolno. I grała tę rolę tak wybornie, że matka się nią nacieszyć nie mogła.
- ↑ Błąd w druku; uzupełniono na podstawie wydania z 1876 r.