która jest między miasteczkiem a błotami. Lewe nasze skrzydło osłaniało po części Żórawno, w części rzeczułka Świecza, którą wszędzie w bród przejść było można w téj porze roku — chociaż wiosną i po ulewach, wzbierała gwałtownie i niosła się bardzo wartko. Prawe skrzydło nasze osłaniały błota, a na tyłach mieliśmy Dniestr i lasy na wzgórzach. Od nieprzyjaciela z frontu usypany był okop świeży poczynając od miasteczka aż do błota, o ćwierć mili od strumienia z niego wypływającego, którego koryto równoległe z naszemi okopami się ciągnęło.
Ledwieśmy do obozów weszli, gdy król z konia nie zsiadając począł objeżdżać obozowisko. Dwóch francuzów inżynierów, Dupont, Lubomirski, i nas kilku towarzyszyliśmy mu. Rozmowa z francuzami wszczęła się bardzo żywa — i zaraz, jak stał król ponaznaczał miejsca na reduty, które niezwłocznie sypać się zabrano, bo niebyło chwili do stracenia, zamiast jednego okopu osadzonego działami, starczyło na dwie linje fortyfikacij, na których artyllerja rozstawiona być miała, tak że gdyby turcy jedną linję zdobyli, druga się mogła opierać i kulami ich zasypać.
Do roboty około okopów wzięto się nie zwlekając tejże chwili — ale turcy też szli za nami tak w trop, że się na to patrzyli, jak nasza piechota z łopatami się uwijała.
Król jak sam mówił, spodziewał się, że nieprzyjaciel widząc nas okopujących się, będzie się starał przeszkadzać. Rachował tak dalece na to — iż pułki stały gotowe do odparcia.
Tymczasem Seraskier, któremu pono niewygodnie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.