Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

bin — i pan Vitry, francuz wielkiego rodu, ale większéj jeszcze przebiegłości, chytrości i zuchwalstwa.
Gdyby umyślnie wybierano człowieka coby oliwy do ognia dolewał, lepszego by pewnie nie znaleziono. Dumny, szyderski, śmiały, potęgą snadź tego pana, którego reprezentował, wzdęty, jeżeli cokolwiek okazywał królowi poszanowania, to tak jakby zmuszony, innym zaś, których by sobie powinien był starać pozyskać, szyderstwami, przycinkami zalewał za skórę, że go cierpieć nie mogli. W Polsce zaś sam i przez swoich pomocników tak się rządzić chciał, jakby istotnie w kraju hołdowniczym.
Ale przy tem wszystkiem jemu i Forbinowi nie zbywało na dowcipie, na umiejętności zabawiania króla, a nawet pochlebiania mu podczas bardzo zręcznego, tak że, choć się go bał Sobieski i nie odkrywał mu się, obcował z nim chętnie i rozrywał się rozmową.
Okazało się, że i król w potrzebie dyssymulować umiał, gdyż Vitremu nie okazywał, iż go przenikał na wylot, a tak się z nim obchodził, jakby go znał przyjacielem najlepszym.
Słowem, powiedzieć było chyba patrząc na to, że na teatrze komedji się asystowało, a mnie młodego te kłamstwa i podstępy, mogę śmiało wyznać, smak do życia odbierały.
Niekiedy tęsknota mnie porywała za tym naszym wiejskim, prostym obyczajem, za spokojem i — prawdą, gdy tu wszystko kłamstwem było i na kłamstwie się opierało i w tem powietrzu zatrutem żyć i oddychać było potrzeba. Nieśmiem sądzić o królu, bo któż tam zajrzeć może w duszę człowieka, ale mi się czasem