pańskim, licznym a wspaniałym, chociaż on dla siebie tego wszystkiego niepotrzebował.
Na łowach kawałkiem chleba, owocami, kubkiem wina się kontentował, a w nocy pod lada namiotem, na cienkim materacyku legał...
Gdy występować musiał z całym majestatem i pompą królewską, miał potemu i postawę i oblicze, ale daleko szczęśliwszym był w małem kółku, w letniem ubraniu za stolikiem, godzinami rozprawiając. Ciekawy byłem nieraz przedmiotu tych rozmów, które się do północy i za północ przeciągały... — podsłuchiwaliśmy, Boże odpuść, podedrzwiami.
Przybył jakiś cudzoziemiec, inżynier, uczony lekarz, fizyk, — król się z nadzwyczajną ciekawością informował o nowych wynalazkach, o książkach, o doświadczeniach jakie gdzie czyniono.. Z duchownymi zaś godzinami o nieśmiertelności duszy, o życiu przyszłem o Bogu i t. p. rozprawiał, a często się tak zapędzał, że mu to spowiednik potem naganiał...
Ale w ciągu tych rozpraw trudno go było poznać, tak się poruszał, ożywiał cały i niemi przejmował.
To mu dozwalało o dawnych troskach zapominać i o dzieciach, które kochał bardzo i wielce się troskał o nie. Królowa jak Fanfonika, Jakubka, tak i inne wychowywała na francuzki sposób i niańki, dozorców, nauczycieli sprowadzała francuzów, tak że dzieci szwargotały lepiéj tą mową, niż polską władały.
Sam słyszałem jak się o to upominał nie jednokrotnie, aby z nich nie robić cudzoziemców..., ale o to sam się starać musiał, bo go królowa nie słuchała...
Miała w głowie aljanse monarchiczne i chciała aby synowie i córka były po europejsku wychowywane.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.