Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

Nikt jednak do mnie, oprócz Szaniawskiego i Morawca nie zbliżał się, bo się obawiali wszyscy — aby o wspólnictwo i pomoc nie byli posądzeni, a w konflikt wejść ze sądami marszałkowskiemi nikt sobie nie życzył.
Pierwsza rzecz poszedłem z Szaniawskim do szopy gdzie trup był złożony. Ażem się wzdrygnął tak haniebnie porąbany był. Oprócz głowy, z któréj mózg wyprysnął... twarz, ramiona miał posieczone... ale krew już dawno płynąć przestała i tylko skorupa czarno-krwawa go okrywała..
Z tego wnosić było można iż jeszcze z wieczora został zamordowany...
Rany były od szabli zadane, a przy nim tylko złamany rożenek francuzki się znalazł. Nie był to więc pojedynek, ale wprost napaść jakaś, a z ilości ran zdawało się, że chyba nie jeden ale conajmniéj dwu na niego naskoczyło...
Od niego potem poszedłem do żony, do fraucymeru królowéj, chcąc ją widzieć, ale mnie niedopuszczono. Z tego co mi Letreu przyszła podszepnąć, wniosłem, że i ona mnie musiała posądzać o zabójstwo — chociaż po mężu tym wcale nie płakała...
Letreu też życzyła mi uchodzić, alem wprost jéj oświadczył, że ani myślę się ruszyć, póki zabójców nie wyśledzę — i ja się nie oczyszczę...
Nie ruszyłem się więc ani krokiem z Jaworowa, ale że mnie już za ekskludowanego uważano, nie poszedłem do stołu i zostałem w izbie pod strychem. Com wycierpiał przez ten czas, nie opisać.
Marszałkowski zastępca nie chciał mnie aresztować, bo widział, że uchodzić nie myślę, ale to brano wprost