gdybym ja chciała, to bym go nie wzięła? Musiałbyś się ożenić ze mną. Ale na to czas... Jak zechcę — poprowadzisz mnie do ołtarza!!
Mnie się aż gorąco zrobiło — szepnąłem — Quod Deus avertat.
Na weselu siostry mieliśmy gości tyle iż ich nietylko dwór, lamus, śpichrze, ale część stodoły dla nich opróżniona nie mieściły. Matka i ja staraliśmy się aby gody były sute... Miała siostra wyprawę zawczasu przygotowaną i kosztowną i piękną i dostatnią, — wino nawet na wesele przeznaczone od lat kilkunastu było w piwnicy, na niczem nie zbywało... Za bratem tylko Michałem tęskniliśmy, bo ten nie mógł przybyć, gdyż go do Brumbergi wyprawiono do misyi.
Podhorodeńskich w tych stronach rodzina stara można, skoligacona z najważniejszemi domami, a wszystko to na weselu być musiało, naszych też i matki krewnych zjechała się moc wielka... Wesele trwało tydzień jak obszył, a po niem jeszcze kilka dni było zmniejszonych gości, zawsze osób kilkanaście...
Wśród mnóstwa panien, między któremi i bardzo urodziwych nie brakło, miałem co wybierać — alem tu dopiero postrzegł, że sobie smak popsułem. Wydały mi się jakoś prostaczkowate, i po francuzkach nie okrzesane.. Za radą Szaniawskiego idąc, chciałem się w któréj zakochać a po wojnie, jakby Bóg dał powrócić — ożenić i osiąść na wsi.
Przysiadałem się z kolei do wszystkich, poczynałem rozmowy — ale — nie szło...
Nie one były winny tylko ja, com sobie na złéj strawie podniebienie zepsuł..
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/200
Ta strona została uwierzytelniona.