Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.

a inna w nieznanych okolicach, nie mając zapewnionéj żywności, ludność też obcą i niechętną, walczyć i z nieprzyjacielem i ze sprzymierzeńcem i z elementami nawet, których się nie wie siły i skutków.
Jakoż późniéj, już z drogi się Polanowski zrażony cofnął i do domu powrócił, zobaczywszy że króla nic od téj imprezy odciągnąć nie mogło. Przewidywał on też łatwo, iż niewdzięcznością Cesarz się wypłaci, bo mu wstyd będzie zawdzięczać ocalenie obcemu panu...
Królowa niemal codzień była inaczéj usposobioną. Raz chciała korzystać z okoliczności tych, dla rodziny i syna — to się obawiała o męża i o Fanfenka, który już wówczas nie był jéj najulubieńszym. Jakoż można było przewidywać że nie ulegnie matce do zbytku i zechce mieć wolę swoją.
Jakub kilkunastoletni, z zapałem młodzienczym napierał się na tę wyprawę, ale ci co go lepiéj znali, powiadali że nie dla ducha rycerskiego tak się wyrywał za ojcem, ale przez prostą dziecinną ciekawość i w téj nadziei że swobody mieć musi więcéj, ludzi się napatrzy i rozerwie.
Ojcu zaś ta ochota Jakuba bardzo się podobała i nie był od tego aby przy jego boku w pierwsze pole wyszedł. Było toż komu go strzedz, bo brat królowéj kawaler de Maligny, jechał też z nami i miał regiment... a był, jak już mówiłem, rycerz bardzo odważny i wielkiego serca.
W Krakowie co żyło a szczególniéj duchowieństwo króla i królowę przyjmowało z wielkim zapałem...
Szliśmy jako na krucjatę...
Modlono się na intencję naszą po wszystkich ko-