tatarów już wylękłych, z lewéj dzielnie naciskał Lotaryngski, w pośrodku zaś król sam z wyborem rycerstwa naciskał i łamał janczarów Kara Mustafy...
Jeszcze około godziny piątéj z południa los był nie rozstrzygnięty i król myślał na pobojowisku się utrzymując do jutra odłożyć ostateczną rozprawę. Wezyr zaś tak snadź był spokojnym o siebie, iż namiot swój przenośny, szkarłatny rozbić kazał i z synami w nim odpoczywał.
W tem król objeżdżając szeregi i rozpatrując się w położeniu — jakby tknięty jakimś rozkazem z góry, dał znak do boju.
— Wszystko się dziś musi rozstrzygnąć, zawołał — jutro będzie zapóźno... Kątskiemu kazano działa ustawić, do których z początku brakło pono ładunków tak że król po pięćdziesiąt talarów za każdy strzał ofiarował, a francuz jeden peruką i chustką działo przybił. Opanowano wzgórze po nad obozem Kara Mustafy, przybyły ładunki, ogień się rozpoczął srogi, a nasza Ussarja szła jak szalona na nieprzyjaciela...
Król stał na wzgórzu z królewiczem i pierwszy postrzegł że szeregi tureckie wygięły się, zerwały i cofać poczęły...
Pobiegł z rozkazem ktoś od króla aby Lotaryngski na środek natarł co prędzéj, sam on zaś na prost ku czerwonemu namiotowi wezyrskiemu się rzucił. Matczyński który przy buńczuku i skrzydle niósł turczę za królem, ledwie za nim mógł podążyć, tak pędził z szablą podniesioną na oślep... widząc już zwycięztwo przed sobą i wołał tylko głośno.
— Non nobis, non nobis! sed nomini Tuo da gloriam!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/234
Ta strona została uwierzytelniona.