na nich rachować mógł król jak na najwierniejsze sługi, ale też im się dobrze działo... Gdy z wojskiem szli janczarowie nasi, obowiązkiem ich było przy taborze iść, namioty rozbijać, zwijać i za stanowniczemi przygotowywać każdą naszą stację — aby król przybywając znajdował wszystko w porządku.
Czasu pokoju janczarowie ci do łowów używani byli. W wigilję ich wyprawiano z sieciami na wozach i ze psy, — a każdy z janczarów uzbrojony był w siekierę i strzelbę. Łowczy im wskazywał knieję którą zająć mieli — a tę natychmiast do koła sieciami opasywano, pozostawując jedno wyjście, naprzeciw niego zaś stawali psiarze z ogary i psami.
Za przybyciem swem król mieścił się u tych wrót, towarzysze jego rozstawiali się w półkole na wyznaczonych stanowiskach, niewiele osób przy nim pozostawując... Puszczano potem psy, które zwierza naganiały. Od sieci odpędzali go janczarowie krzykiem i biciem w drzewa... Na każdego zwierza psy były wyznaczone osobne. Król nietylko ten rodzaj łowów, ale i już zarzucony z ptakami, białozorami, sokoły, bardzo lubił i nie wzdragał się ani niedźwiedzi, ani dzików, które często oszczepami i nożami musiano dobijać, gdy zbyt nam psów nakaleczyły.
Po sejmie się zaraz rozpoczęły przygotowania do wyprawy, szczególniéj na Litwie — którą sprowadzić było potrzeba z oddalonych leży zimowych. Tymczasem się król zabawiał w Wilanowie, około którego takie miał staranie i tak sobie z téj rezydencij wiele obiecywał, że i Żółkiew i Jaworów zaniedbane nieco zostały, drzewa, krzewy, kwiaty najrzadsze zwożono
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/291
Ta strona została uwierzytelniona.