Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/297

Ta strona została uwierzytelniona.

i nocą, pożarów tych, skwaru okrutnego — niebezpieczeństwa, wojsko było takim duchem ożywione iż niemal za zabawkę sobie poczytywano te harce z turkami, w których kozacy się szczególniéj odznaczali. W stepach tych ciągle ogromne mogiły odwieczne, groby jakieś spotykaliśmy, z których wierzchołka można było cokolwiek daléj okiem sięgnąć...
Ledwieśmy którą z tych mogił opatrzywszy odeszli, tatarzy za nami idący natychmiast na nią się wdrapywali.
Młodzież z tego korzystała aby im sztukę spłatać i zakopywała bomby z długim lontem tlącym się, pokryte darniną. Tatarowie się zbiegali na wierzchołek mogiły i w powietrze ich wysadzało. Tak samo zdechłe konie, na które łakomi byli nasi im faszerowali bombami — i ginęło ich tak różnemi sposobami, w zasadzkach bardzo wielu...
Król się z syna cieszył iż śmiało i ochotnie codzień dokazywał tak że niewolnika mu przyprowadzał — ale obawiając się o niego straż mu dodawać musiał, bo był kilka razy tak osaczonym iż ledwie go odbito...
Z tatarami tysiącznemi sposoby igraszki sobie krwawe czyniono, na mogiłach, na ścierwie końskiem, na starych połamanych wozach, które gratami napełniano... chciwi tak byli lada mizernéj zdobyczy, że się ciągle na to brać dawali.
Dziś mi już spamiętać trudno wszystkich tych utarczek, które dzień w dzień po sobie następowały i, co prawda, nie dawały nam spoczynku. Strat z naszéj strony nie było znacznych, ale wojsko i przodem i czuwaniem wielce było zmordowane. Parę razy turcy nam zaskoczywszy drogę z działami na zakrętach rzeki niby do boju wyzywali, ale nasze działa bardzo prędko